Choć jest wiele miejsc, które już „odczarowaliśmy”, są też takie, których nie odwiedzimy razem. Dla mnie to Turcja, dla Tomasza Islandia.
W takich miejscach bywa się tylko raz, miejscach, których z perspektywy czasu nie wspominamy dobrze, bo ciąg następujących po sobie zdarzeń pokazał, że brnęliśmy w totalną beznadzieję.
Turcja nigdy mnie nie interesowała, zarówno przez wzgląd na silne wpływy religijne, jak i niezmienny konformizm w stosunkach z resztą świata. Tomek był tam w „poprzednim życiu”, gdy jeszcze wydawało mu się, że kilkumiesięczne dziecko, jest receptą na przezwyciężenie zbliżającego się życiowego lapsusa.
Nie pojedziemy również do Islandii, z dwóch różnych powodów, a właściwie trzech. Jak powtarza mój mąż, jest tam zimno i płasko, to pierwszy powód, drugi to taki, że ktoś, przez kogo stracił wiele lat, chciał zawsze tam pojechać, a trzeci, że ja tam pojechałam z kimś, kto mnie zmarnował kawałek życia, bo z natury jestem zbyt empatyczną osobą i czasem mnie to gubi.
W moim przypadku, nie było nawet trzeciej istoty, gdzieś pomiędzy, dla której warto byłoby w ogóle zapominać o własnym ego.
Tak w ogóle dbajmy o ego, jest istotne. W ciagu całego życia, tworzymy jego strukturę i uczymy się jej używać tak, by nam służyła. Wtedy mamy szansę na świadome i udane życie.